Najnowszy wywiad przeprowadzony wspólnie z TV i jego partnerką - ważniejsze fragmenty:
Powiedziałem Ani w czasie, kiedy jeszcze się poznawaliśmy, badaliśmy, chodziliśmy na randki. Jak mówi dobra etykieta – ani za późno, ani za wcześnie. Sam nie wiem, czy chciałem, żeby to wyszło po dwóch tygodniach znajomości, bo tyle to trwało, ale tak wyszło.
Ja sobie nie wyobrażam życia w tajemnicy. Kiedyś przed laty było tak, że nic nie powiedziałem. Wyciągnąłem z tego naukę. Wtedy niestety odbiło się to dużym echem, i być może związek rozpadł się – nie wiem – może właśnie dlatego. Postanowiłem sobie wtedy, że nigdy już nie popełnię tego samego błędu. Błędem było w ogóle nie mówić. Niektórzy uważają, że nie powinno się mówić wszystkiego. Może i tak. Na pewno nie powinno się mówić wszystkiego od razu. Nie wolno zarzucić i przytłoczyć informacjami.
Gdyby przedstawić wszystko od razu, to chyba nikt by tego nie wytrzymał. A czy są jakieś takie tajemnice, których w ogóle nie powinno się mówić? Uważam, że w ogóle nie ma sensu mówić o wszystkim, co się kiedykolwiek w naszym życiu wydarzyło, nie ma sensu wtajemniczać partnera w rzeczy, które nie mają już kompletnie znaczenia. Być może w transwestytyzmie jest jakaś granica, coś, co należałoby zachować tylko dla siebie, ale na sto procent tego nie wiem.
Dzięki temu, że Ania poznała te wszystkie moje obawy i sekrety, teraz uczestniczy w transowym życiu, bywa na imprezach, zna mnóstwo ludzi. Oczywiście uczestniczy w tym tylko na tyle, ile chce. Cieszę się bardzo, że tak to się odbywa, to zapewnia nam równowagę. Chociaż mamy oboje świadomość, że sama nie pojechałaby sobie na taką imprezę.
Znamy wiele par akceptujących się. Na jednej z imprez w lecie połowa uczestników to były osoby, które przyjechały w parach. Chylimy czoła przed wszystkimi, którzy potrafią sobie ułożyć życie w parze.
Ale w innych przypadkach jest taka zasunięta kurtynka: „ty sobie tam rób, co chcesz, ja nie muszę w tym uczestniczyć, a najlepiej mi o tym w ogóle nie opowiadaj”. Niektóre z tych osób mogą przyjechać na imprezy, ale nigdy nie zobaczymy ich z żoną czy dziewczyną.
Znamy kilka osób, które niestety muszą się mijać z prawdą, kiedy chcą wziąć udział w jakimś spotkaniu. Inni, którzy chcą być fair wobec partnera, w ogóle tego tematu nie poruszają, nigdy nie pojawiają się na żadnych imprezach, właśnie dlatego, że mają takiego żandarma w domu. Bardzo z tego powodu ubolewamy, bo widzimy, jak bardzo te osoby - trzymane na siłę w domu - się męczą i cierpią. Myślę, że nie byłoby nic złego w tym, żeby taka osoba raz na dwa lata pojawiła się na jakiejś imprezie. W ogóle nie mówię o tym, że ktoś ma być na wszystkich, bo w tym momencie trzeba dysponować grubym portfelem, żeby się na wszystkich pojawiać, gdyż jest tych spotkań bardzo dużo.
Rozumiem, że można postawić granice, ale żeby nie pozwolić partnerowi w ogóle na uczestnictwo w jakiejś imprezie albo go szantażować – to dla mnie jest kompletnie niezrozumiałe. Niezrozumiałe, bo ja mam zupełnie inną sytuację, a wiadomo, że syty głodnego nie zrozumie. Pozostaje mi tylko ubolewać, że tak jest. Chciałbym, żeby jakiś głos przemówił do tych osób. Nie wiem, jakie wyobrażenia mają te żony, które powstrzymują swoich mężów przed udziałem w imprezach, ale zapewniam, że nie ma tam żadnych orgii, ani też gorszących wydarzeń, które mogłyby zaszkodzić związkowi.
T: Moi rodzice i siostra wiedzą. Był taki czas, kiedy wyrzuciłem tę informację z siebie jak wulkan. Od tamtego czasu dla mnie przestało to być „zakazane” i nie jest już tak bardzo dziko atrakcyjne. Chociaż nie mam zamiaru im „robić obciachu” i chodzić do niech w sukience. Oni mają swoje lata i skoro to zaakceptowali, to ten zakres zrozumienia mi wystarcza. Moja siostra powiedziała mi, że jestem jej bratem i kocha mnie takiego, jakim jestem, ale że takiego męża to nie chciałaby mieć. (śmiech)
A całość jest tu: Znaleźć równowagę - wywiad z Anią i TomkiemA: Mój przyjaciel wie, i zaskoczyła mnie jego reakcja. Powiedziałam mu, bo chciałam tę część kamienia oddać komuś. Zrobiłam to i było mi lżej. Skwitował to w ten sposób, że ma już jednego takiego znajomego. Kolejną osobą, której powiedziałam, była moja przyjaciółka - otwarty umysł, nie boi się nowego. To nie była dla niej żadna sensacyjna wiadomość. Być może pojawi się ona na najbliższej imprezie transowej.
T: W moim otoczeniu jest kilka osób, które się dowiedziały. Muszę przyznać, że nikt z nich nie zmienił do mnie nastawienia, dalej się kumplujmy, z niektórymi nawet przyjaźnimy. Wielu z nich dobrze by się bawiło na naszych imprezach.
To jest najlepszy przykład, że warto rozmawiać z żoną i przed nią się ujawniać, tak samo jak widać ujawnienie się przed znajomymi swoimi czy też żony, nie prowadzi do tegedii.
A poniżej przykład, że niekontrolowane przypadkowe odkrycie może zakończyć się znacznie gorzej:
Boję się... Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Nie mam w sobie tyle tolerancji... Ta myśl, że on może być „nią“ i że ja mu nie wystarczam jako obiekt seksu jest w tej chwili bardzo przygnębiający. Bardzo boli. Wiem, że nie mogę negować jego drugiej natury, bo to tak, jakbym negowała cześć jego. A jednocześnie tak strasznie boli ta myśl, że przychodzę do domu i zastaje go w pończochach... Moich własnych, które kiedyś wyrzuciłam do kubła na śmieci. A on je wyciągnął i po kryjomu sam nosił... Szok... Czuję się tak bardzo upokorzona... Nie wiem jeszcze, jak mam sobie z tym poradzić... nie chce, żeby mój mąż przebierał się w rajstopy... jedyne co czuje, to strach, może pobłażliwość... niechęć, ból i potworne upokorzenie...
Całość jest tu: W dwa dni po odkryciuTo dla mnie dramat, tragedia, osobista porażka życiowa... I poczucie, że tych skradzionych 8 lat juz nikt mi nie zwróci
A tu jeszcze coś o wtajemniczaniu dzieci:
całość jest tu: Mój tata – PaulaMam na imię Ula i jestem córką Pauli [...]
Ma żonę, syna no i mnie ;). Z tego, co tu piszę, można wywnioskować, że małżeństwo według niej może być przekreśleniem tych ideałów, ale to nieprawda. Moi rodzice doskonale się rozumieją, razem budują. Mówią, że przeciwieństwa się przyciągają, a w ich przypadku to prawda ;).
[...]
O tym, że tata jest transwestytą dowiedziałam się całkiem przypadkiem mając 4, czy 5 lat, gdy tata zakładał (jak dawniej sądziłam) „rajstopy mamy” ;). Przy pierwszym zetknięciu byłam obojętna, speszona, zagubiona. W końcu zdobyłam się podjąć inicjatywę w momencie przesilenia wypadków i za pośrednictwem mamy przekazałam tacie, to co widziałam.
Któregoś dnia zawołali mnie i mojego starszego o prawie 2 lata brata i powoli, dokładnie wszystko wyjaśnili. Rodzice wyjaśnili nam, że życie musi być zgodne z naturą, trzeba czerpać korzyści z życia, cieszyć się z tego co jest i umieć sobie radzić w na przykład takiej gmatwaninie zdarzeń. Wyjaśnili nam, swoimi zdaniami, co to jest transwestytyzm, musieli się napracować, bo jak ja, 5 letnie dzieciątko, miałam zrozumieć takie obszerne pojęcie? :) Od początku Ania i Paula uczyli mnie i brata tolerancji, więc z zaakceptowaniem tego, co nam się przytrafiło, nie było większych problemów. ..